Przedwyjazdowy zawrót głowy

Odliczanie dni do wyjazdu: za 13 dni wyruszam! Nie ma już za bardzo czasu na wygłupy, muszę się sprężyć i podopinać wszystkie sprawy, a trochę tego jeszcze jest.

10 km biegło trasą zachodniopomorskiego Camino.

Mimo to, a może właśnie dlatego, w sobotę, korzystając z przepięknej pogody, ruszyłem w trasę. Kalkulowałem spacer na 20 km, ale trochę mnie po drodze poniosło i wyszło bez kilku metrów 30 km w ponad 5 godzin. Ale szło się wybornie – słoneczko, rozpięta kurtka (wręcz żałowałem, że zabrałem zimową, letnia, którą zabieram w podróż też by wystarczyła), kilka razy spotykałem po drodze sarenki, dużo ptaków łownych, raz spłoszyłem też bażanta. Wody już trochę odparowało, a część się pewnie wchłonęła, więc nie musiałem przedzierać się przez bagniska. I tak się zorientowałem, że mimo że już połowa marca, to ja na takim porządnym spacerze jestem po raz pierwszy. I będę miał jeszcze możliwość na kolejne 2-3 i koniec. Ale – prawdziwy spacer czeka mnie dopiero w Hiszpanii 😀. Co prawda prognozy pogody na Sewillę trochę się popsuły i za 2 tygodnie będę miał tam 18-22 stopnie, a w nocy 10-15 i do tego przez cały początek kwietnia sporo burz i opadów, ale co tam. Chwilowo nic nie zepsuje mi humoru 😀. Dzień w Krakowie zapowiada się jeszcze bardziej pochmurno – tylko 9 stopni i przelotne opady – i tam będzie ciut większy problem, bo ja ubrany już będę wiosennie 😀.

Borzysław – wioska z drogą zrobioną z płyt.

Po spacerze miałem też pożegnalne spotkanie z przyjaciółmi przy pizzy, gdzie ze zgrozą i niedowierzaniem wysłuchali moich planów, postukali się w głowy i rozpoczęła się dyskusja, kto jak przyjdzie ubrany na mój niechybny  pogrzeb. Dobrze wiedzieć, że aż tak bardzo wierzą w moje zdolności survivalowe i moje możliwości 😀.

Prawie jak ostatnia wieczerza.

Wieczorem miałem jeszcze jedną atrakcję, bo o 1 w nocy gasiłem pożar. Zjarały mi się w ogródku śmietniki – ktoś musiał podpalić, bo noc była raczej zimna. Ogień był na tyle duży jak już go przyuważyłem (pomógł jakiś przypadkowy przechodzień, który walił mi do drzwi – dobrze że o tej porze nie spałem, tylko grałem w LotRO), że trzeba było wezwać na pomoc straż pożarną. Było to pierwszy raz w życiu jak musiałem coś takiego robić. Spaliły się całkiem worki z segregacją, 2 z 3 dużych plastikowych kubłów paliły się, ogień był też już na drewnianym ogrodzeniu posesji i lizał zaparkowane obok samochody. Do przyjazdu straży lałem wodę z wiadra po mopie na maski samochodów, żeby je schłodzić, obudziłem też sąsiada z najdroższą bryką żeby ją przestawił. Straż pojawiła się szybko i szybko też poradziła sobie z ogniem. Przeszukali pogorzelisko pod kątem czegoś, co mogło spowodować pożar, ale stwierdzili, że nie mieliśmy w śmietnikach żadnych dziwnych substancji, więc zawyrokowali podpalenie. I dopowiedzieli, że mają z tym ostatnio plagę – często jeżdżą po nocy gasić podpalone śmietniki.

Ze śmietnika został dół z kółkami.

Po tych wszystkich atrakcjach nie pospałem już do 3 nad ranem, więc kolejnego dnia nie nadawałem się na kolejne spacery. Pozałatwiałem za to inne ważne sprawy. Ubezpieczyłem się na podróż – do tej pory zawsze wybierałem Wartę, ale przy covidzie ostro rozszaleli się z cenami. Za miesiąc w Hiszpanii typowego ubezpieczenia (pół miliona na koszty leczenia, sprowadzanie zwłok do Polski, opłacenie wizyty kogoś z rodziny w szpitalu zagranicą i takie tam duperele) chcieli prawie 500 zł. Ich konkurencja, na którą się zdecydowałem – Generali – za to samo zainkasowali 150 zł. Wychodzi więc 5 zł ubezpieczenia za dzień podróży. Rozwiązane jest to w ten sposób, że gdybym musiał skorzystać z opieki lekarskiej podczas wyjazdu, dzwonię do agenta i on wszystko załatwia – ja za nic nie płacę, ubezpieczyciel sam wszystko ogarnia. Pamiętam, że kiedyś było tak, że płaciło się samemu, a potem ubezpieczalnia oddawała, więc skok jakościowy ogromny. Najfajniejszym bajerem jest też to, że ubezpieczenie będę mógł przedłużać i edytować (inne kraje, kontynenty) na odległość podczas podróży – na tym mi najbardziej zależało, bo mój plan wyjazdu jest i będzie bardzo płynny, sam nie wiem gdzie kiedy wyląduję.

Rozliczyłem też PIT za 2021 – i jedna z niewielu zalet słabej pracy to fakt, że dostałem zwrot podatku – moje konto wkrótce powinno zasilić 524 zł. Przy tej okazji skontaktowałem się też z urzędem skarbowym i rozwiałem moje wątpliwości odnośnie opodatkowania wynajmu mieszkania – musiałem sobie wygenerować mikrorachunek bankowy – na bazie mojego peselu i tam co miesiąc wpłacać zryczałtowany podatek – nie muszę tego osobiście nigdzie zgłaszać, sam fakt wpłaty oznacza deklaracje wynajmu. A potem, do końca lutego 2023 (krótszy okres rozliczenia niż pozostałem podatki) wypełnić PIT-28.

Ja chcę jeszcze więcej słońca!

W końcu, ustaliłem też kwestię pierwszych noclegów w Hiszpanii. Lądujemy z ciotką w Sewilli 29 marca, tuż przed północą. Mój plan zakładał nocleg na lotnisku (byłaby to moja druga z rzędu nieprzespana noc po jeździe pociągiem do Krakowa, więc raczej problemów z zaśnięciem bym nie miał) i poranny spacer do miasta (jakieś 5 km, więc pryszcz). Ciotka jednak zaprotestowała i domagała się uczciwego noclegu. Po negocjacjach (chciałem sam spać na lotnisku, ona pod dachem) zaoferowała się zapłacić i za mój nocleg – jeeeej, pierwsze darmowe spanie i to już pierwszej nocy 😀. Nocleg zarezerwowałem w hostelu backpackerskim, w którym byłem już dwa razy – pokoje 10-osobowe, łóżka piętrowe – 17 euro za noc ze śniadaniem. I zostajemy tam na dwie noce. I tak dotrzemy tam koło 1-2 w nocy, więc bez sensu byłoby rano startować w trasę, a poza tym chcemy sobie jeden dzień na spokojnie połazić po mieście (Sewilla jest na mojej liście odkryć z UWO). Nie udało mi się za to ustalić, czy schronisko w następnej miejscowości będzie czynne – raczej na pewno od kwietnia, ale dotrzemy tam 31 marca. Czyżby wtedy pierwsza noc w namiocie? I w deszczu? 😀

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments