Rzymianie i tu?

Moja pierwsza burza z piorunami pod namiotem już za mną. Lało porządnie, ale nic nie przeciekło, a deszcz uśpił mnie tak, że kiedy rano zadzwonił budzik, nie wiedziałem o co chodzi – spało się znakomicie. Co prawda suszenie tropiku trwało rano godzinę i nie mam pojęcia co bym zrobił, gdyby nadal padało, bo chyba mokrego bym przecież nie składał? Przyjemna część doby była w każdym już za mną, trzeba było po raz kolejny stawić czoła potworowi o twarzy Deutsche Bahn. Dziś w planie był przejazd do Trieru, po naszemu Trewiru. Lubimy oj lubimy przekręcać niemieckie nazwy miejscowości 😜. Tym razem wymówką znów był fakt, że zanim nastali tu Niemcy, a nawet przed Rzymianami mieszkały tu celtycko-galijskie plemiona Treweri. Nie wiem skąd w Polsce mamy wspomnienia językowe sprzed 2000 lat, ale z faktami nie będę się kłócił 😜.

Deutsche Bahn nie zawiodło i oczywiście mnie zawiodło. Spóźnienia, psujące się pociągi, cały swój repertuar z poprzednich dni został powtórzony. Choć poniekąd wyszło to na dobre – musiałem zmienić połączenie i pojechać inną trasą, która okazała się zachwycająco piękna – pociąg jechał bowiem wzdłuż rzeki Mozela, dopływu Renu, która płynie takim trochę wąwozem ze wzgórzami po obu stronach i wioskami z licznymi kościołami i zameczkami nad nimi niemal na całej długości. I prawie każdy kawałek linii brzegowej okupowany przez campery – widać, że miejsce naprawdę popularne. Zapłaciłem za to staniem w innym pociągu w tłumie przez dwie godziny (zamiast rozkładowej jednej), ale było warto.

Trier odwiedziłem dla kolejnego odkrycia z UWO, po które musiałem wejść do muzeum. Muzeum okazało się fajne, opowiadało historię Trieru i całej Nadrenii od czasów człowieka prehistorycznego do dziś – i sale zwiedzało się w porządku chronologicznym, co kojąco podziałało na moje zaczątki OCD. Główny nacisk położono na 500 lat pod rządami Rzymu – zdziwiłem się, że tak dużo tu po nich zostało – prawie jakbym zwiedzał muzeum włoskie. Ale w sumie nic dziwnego, tereny tu piękne, klimat umiarkowany, górki, rzeki i lasy jak w Italii, na zboczach uprawa winorośli (i to nawet na stromych zboczach). Muzeum podobało mi się.

Odkrycie #106

O ile wczoraj wyprawa do Akwizgranu była po to, żeby zajrzeć do Belgii, tak fakt, że dziś zajrzałem do Luksemburgu już wyłącznie dzięki temu, że do odkrycia było tam tylko rzut beretem i grzechem by było to zignorować. No to nie zignorowałem, wskoczyłem w Trierze w autobus i jakieś 15 minut później byłem w moim 22. kraju na tej trasie. Przy okazji była to moja pierwsza wizyta w tym państwie w życiu. Za długo się Luksemburgiem nie nacieszyłem (aczkolwiek trochę kusiło, bo dwa lata temu cały kraj dostał darmową komunikację dla wszystkich, w tym obcokrajowców – można jeździć pociągami, autobusami i co tam jeszcze mają totalnie na legalu za nic), bo ruszyłem w podróż powrotną. Przez godzinkę z hakiem szedłem wzdłuż Mozeli, podziwiając ją z bliska – pełno ptaków – kaczki, łabędzie, gęsi, kormorany, jakieś niezidentyfikowane, widziałem też prom kursujący między brzegami, na oko 80 staruszka w samych slipach i rolkach, który dogonił mnie, ściągnął rolki i wskoczył przy mnie do rzeki, trochę wędkarzy. Bardzo sympatyczne miejsce i na rower i na spacer. Gdyby tylko słońce tak nie smażyło i gdyby mi się ciut nie spieszyło, to szedłbym dalej, a tak wskoczyłem na następnej stacji w pociąg.

Spieszyłem się, bo ostatni autobus do wioski z noclegiem odjeżdżał już o 18:30, a wioska była w górach. Spóźnienie oznaczałoby więc 2-3 godzinny spacer ze wspinaczką częściowo po ciemku, a tego wolałem uniknąć. Miejsce okazało się super – autobus jechał wąskimi uliczkami, gdy nadjechało inne auto, musiało się cofać do momentu, gdy oba pojazdy zmieściły się koło siebie. Wokół górki wszędzie na zboczach winnice, a na tle zachodzącego słońca ktoś lata balonem. Miodzio! Gość, z którym się umawiałem na nocleg co prawda nie pokazał się, ale czekam do zachodu słońca i rozbijam namiot na placu zabaw – to mała górska wioska, nikt tu się w sumie nie kreci, więc i nie powinien się przyczepić.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
enialis

Lubimy oj lubimy przekręcać niemieckie nazwy miejscowości https://s.w.org/images/core/emoji/14.0.0/svg/1f61c.svg. Tym razem wymówką znów był fakt, że zanim nastali tu Niemcy, a nawet przed Rzymianami mieszkały tu celtycko-galijskie plemiona Treweri. Nie wiem skąd w Polsce mamy wspomnienia językowe sprzed 2000 lat, ale z faktami nie będę się kłócił

Po łacinie jest Augusta Treverorum, więc Trewir jak się patrzy 🙂 . Przez długi czas to łacina była językiem naukowców i podróżników, i to właśnie z niej zapożyczone zostało wiele nazw miejsc w Europie do polszczyzny (i w drugą stronę też tak było).