Lago Maggiore

W Bazylei nadal jesienne klimaty, deszcz, mgła i ogólna depresja, dlatego kuzyn ulitował się nade mną i postanowił pokazać mi słoneczną stronę Szwajcarii. Najpierw wskoczyliśmy w samochód na szybką wyprawę do Niemiec na zakupy spożywcze, a potem ruszyliśmy na południe. Przejechaliśmy przez całą Szwajcarię, dojeżdżając docelowo kilka kilometrów od granicy włoskiej, nad jezioro Maggiore, niedaleko bardziej znanego, mimo że mniejszego, Como. Już sam przejazd przez calutki kraj był przeżyciem – góry, doliny, jeziora, strome zielone łąki z krowami – słowem to, o czym się myśli, gdy mówi się „Szwajcaria”. Nie przeszkadzało mi nawet to, że pogoda była do bani i co chwilę padało – góry w mgle i chmurach też mają swój urok, zwłaszcza gdy się nie moknie, tylko siedzi w klimatyzowanym aucie. W końcu dojechaliśmy do długiego na 17 km tunelu pod Alpami i gdy się z niego wynurzyliśmy po drugiej stronie, byliśmy już w innym świecie – słonko, ponad 30 stopni, słowem – lato!

Nad jezioro dotarliśmy już dość późno, więc dziś ze zwiedzania już nic nie wyszło. Kuzyn z rodzinką byli przygotowani na camping – mają tak ogromny namiot, że mógłbym pod nim rozbić swój i jeszcze byłoby dla nich wszystkich miejsce. Korzystając z ostatnich promieni słońca pobiegałem po plaży, pstrykając setki zdjęć i rozkoszując się widokiem okalających wodę wzgórz. A kiedy słońce zaszło, zjedliśmy na plaży pizzę, podziwiając latające nietoperze, gwiazdy, przelatujące satelity Muska (już chyba kilkadziesiąt w rządku, wygląda jak zaprzęg św. Mikołaja) i miasteczka na zboczach wyglądające jak zbiorowiska ludzi z pochodniami. Camping jest tak jakby ekskluzywny, bo ma 5 gwiazdek i mój namiot jeszcze w takim miejscu nie był rozbijany, więc jest to dla mnie ciekawe nowe doświadczenie 😜.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments