Dziewięć kairskich odkryć

Po całej nocy w pociągu nie byłem pierwszej świeżości, ale gdy wysiadłem po 5 rano na dworcu w Kairze, trochę mnie to ocuciło. I nie tyle rześkie powietrze, co fakt, iż ruszyłem na zwiedzanie miasta, zaczynając od podejrzanych uliczek jeszcze grubo przed wschodem słońca. Adrenalina od razu zadziałała i nie czułem już zmęczenia. Kierowałem się ku tzw. Miastu Umarłych, czyli rozległej nekropolii, głównie z czasów muzułmańskich, zaczynając tysiąc lat wstecz. Groby, grobowce, alejki, nagrobki na ogromnym terenie. I żyjący tam nielegalnie ludzie. Dziś szacuje się liczebność żywych na cmentarzysku na jakieś 400 tysięcy ludzi, w szczytowym okresie – 2 miliony. Są to biedacy, którzy mieszkają w grobowcach, majętniejsi, którzy je sobie rozbudowują, stawiając na przykład piętro mieszkalne i najbogatsi, którzy budują niemal normalne domostwa między grobami, doprowadzając sobie na lewo prąd, a czasem i wodę. Bieda wyziera tu z każdego zakątka, szwenda się masa bezpańskich i agresywnych psów (znów musiałem się kilka razy opędzać), ale poza tym jest jakby mniej śmieci niż w zwykłym egipskim mieście – być może status cmentarza zobowiązuje do większego dbania o czystość. Na pewno było to niesamowite przeżycie i niesamowite miejsce – trzymałem się szerszych alejek, do środków zaglądałem tylko jak nikogo nie było – pomogła też pora – mieszkańcy najwidoczniej tu jeszcze spali.

Odkrycia #163 – #165

Z cmentarza udałem się biednymi dzielnicami, które wstawały właśnie do życia, w kierunku Nilu. Mnóstwo dzieciaków wybierało się właśnie do szkół, kobiety robiły zakupy pieczywa, faceci palili szyksze siedząc na ulicach. Co mnie ucieszyło, byłem ogólnie ignorowany, nikt mi nic nie proponował, nie witał, nie pytał o imię i nie sprzedawał. I tak to można zwiedzać! I w sumie przez cały dzień w Kairze nie byłem napastowany – po tych kilku dniach ciągłej presji na południu Egiptu była to bardzo miła odmiana. Minąłem kolejne odkrycie UWO – meczet z nietypowym minaretem i dotarłem w końcu nad Nil.

Odkrycia #166 – #168

Tu mieści się stare, bo 120-letnie Muzeum Egipskie. Lada miesiąc, zdaje się na wiosnę, z pompą otworzone zostanie nowoczesne muzeum i artefakty zostaną przeniesione, ale póki co, załapałem się na starą miejscówkę. Muzeum otwarto o 9 rano i mój spacer z dworca przez miasto trwał akurat te 3 godziny z hakiem, żebym mógł być niemal pierwszym zwiedzającym. W środku miałem do znalezienia aż 7 odkryć – udało się namierzyć 6 z nich, nikt mi nie potrafił powiedzieć, co stało się z siódmym – być może podróżuje po świecie, być może jest wypożyczone do innego muzeum w Egipcie. Trudno, sześć też niezły wynik. Muzeum jest ogromne i bardzo staroświeckie. Podejrzewam, że większość gablot i opisów ma faktycznie te 120 lat – sypią się, próchnieją – ale ma to swój klimacik. Ilość zbiorów powala – mnóstwo sal z gablotami, które aż kipią starożytnymi artefaktami, choć czasem w tych szafach panuje totalny chaos, bo narzucane są do nich setki zabytków – trochę jak na straganie z używanymi antykami, gdzie to jest wysypywane na kupę 🤪. Mimo wszystko robi to wrażenie – setki sarkofagów, mumii, zdobień, masek, skarabeuszy, papirusów, rzeźb i płaskorzeźb. Od tego wszystkiego dogoniło mnie zmęczenie. Przedawkowałem emocji, adrenalina przestała działać i miałem kryzys 🤪. Musiałem sobie robić przerwy między salami, żeby cokolwiek jeszcze rejestrować.

Odkrycia #169 – #171

Nie poddałem się jednak i wyzwiedzałem wszystko, co było do zobaczenia – zwłaszcza że i tak miałem kilka godzin do zabicia – hostel przyjmował od 14. Kiedy tam w końcu dotarłem, padłem na twarz i odespałem dwie godziny totalnie nieprzytomny, zanim znów dałem się porwać Kairowi. Miejsce do spania okazało się super, ale niestety, jutro mają komplet i nie mogę tu zostać dłużej, więc muszę coś wykombinować, bo jeszcze z Kairem nie skończyłem!

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments