Znów w drodze!

Obiecałem codzienne wpisy – i wywiązuję się – mimo że tak właściwie o czym pisać za bardzo nie mam. O 8:20 wsiadłem w pociąg do Lublina, godzinę później już tam byłem, pół godziny czekania, przesiadka do nowego i dwie godziny później jestem w Warszawie. 3,5 godziny jazdy, 250 km za mną. Bilet wyszedł coś ponad 50 zł, więc cena nie taka straszna. Za oknem biało, mgła, więc krajobrazy jak z horroru albo z obrazu leniwego artysty. Pociąg pełny. W Warszawie wysiadłem na dworcu Wschodnia i zamiast grzecznie iść na tramwaj, przemaszerowałem 5 km, by zdobyć kilka kwadratów do aplikacji Strava. A skoro tak, to internet znów wygonił mnie w dziwne dzielnice i już 10-15 minut marszu od dworca trafiłem na tak dziurawe ulice pełne kałuż, jakich najgorsze ulice rodzinnego Chełma nie widziały 😜. Udało się jednak nie utopić i niedługo potem zameldowałem się u ciotki. Jak zwykle zostałem ugoszczony, dokarmiony (dwa obiady jeden po drugim) i mogłem kilka godzin zanudzać rodzinę opowieściami o moich przygodach. Jutro wyjeżdżam z Warszawy nocnym autobusem, więc przede mną jeszcze ponad doba w stolicy. A nie mówiłem, że nie ma o czym pisać?!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments