Warszawskie łapanie oddechu

Mój autobus wyjeżdżał z Warszawy dopiero o godz. 22, miałem więc do zagospodarowania calutki dzień. Obyło się jednak bez szaleństw, wybrałem wariant wypoczynkowy i przez pięć godzin towarzyszyłem ciotce załatwiającej swoje sprawy w okolicy. Pierwszy raz w życiu odwiedziłem odległy od Warszawy o 40 km Mińsk Mazowiecki, zajrzałem tam do kościółka i XVII-wiecznego dworku szlacheckiego, zajrzeliśmy do hurtowni tekstylnej i ciotka nabyła 3 metry bieżące tkaniny na obicie fotela, pospacerowaliśmy też chwilę po samym centrum stolicy. Warszawa szybko się zmienia – w centrum wieżowce rosną jak na drożdżach – i tutaj to miasto wygląda jak współczesna metropolia, która nie ma się czego wstydzić na tle innych miast europejskich. Nawet o tak paskudnej porze roku jak teraz, gdy wszystko jest bure, ponure, szare i podmoknięte.

Sami widzicie, że znów za bardzo nie ma o czym pisać. Jedyna ciekawostka, jaka mi dziś wpadła w oko, to autobusowy dworzec Warszawa Zachodnia – wyglądający w środku jak w mieście bardziej na wschodzie – niemal wszystko w cyrylicy, autobusy też głównie jadące na wschód. Zdziwiła mnie szalona ilość połączeń autobusowych z Ukrainą – do samego Kijowa na dobę jeżdżą z Warszawy 24 autobusy! W sumie ma sens, skoro połączenia pociągowe zdaje się zawieszone, ciężar transportu przeszedł na tabor kołowy. Wojna nie wojna, ludzie jeżdżą tam i z powrotem w tysiącach sztuk dziennie. Autobus powiezie mnie dziś na wschód – do miasta, które już podczas tej wyprawy odwiedziłem – Rygi. Przejadę przez noc przez północno-wschodnią Polskę, całą Litwę i większość Łotwy i zamelduję się na miejscu jutro koło 9 rano, po 11 godzinach jazdy. Liczę, że uda się większość trasy przespać – ciotka naprodukowała mi kanapek, więc nawet głód mi po trasie nie straszny. Autobus jedzie z Berlina do Talinna w Estonii i ku memu zdziwieniu nie był nawet spóźniony, a jest za to pełen – w tym kierunku też trwa widać wzmożony ruch ludów.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments