Zimowa Ryga

Podróż zleciała zaskakująco bezboleśnie – z tych 12 godzin chyba połowę przespałem. Często się budząc, by rozmasować kolejną bolącą część ciała (kark, rękę, na której przysnąłem i straciłem czucie, nogę, drugą nogę, łokieć, no ogólnie macie chyba obraz sytuacji 😜). Było ciasno, niewygodnie, ale za to ciepło. Oprócz momentów, gdy na licznych (chyba z 8 razy, to też rozbudzało) postojach otwierali drzwi i niemal wszyscy rzucali się na zewnątrz, by zapalić. Gdy wreszcie się rozjaśniło, moim oczom ukazały się pola pełne śniegu, zamarznięte rzeczki, stawy i jeziora – słowem zima na całego. Sama Ryga przywitała ujemną temperaturą i przyjemnie skrzypiącym pod butami śniegiem. Ciepła kurtka, czapka i rękawiczki przestały mi ciążyć, bo wyjątkowo się przydały, mróz szczypał w policzki, jak za starych dobrych przedglobalnoociepleniowych czasów. Ryga w śniegu i zimowej aurze okazała się wyjątkowo urokliwa. W sumie chyba ta jej wersja bardziej mi się podoba od wakacyjnej – surowe zimowe warunki lepiej pasują do średniowiecznych murów, kościołów i kamienic. Pospacerowałem po starym mieście jakieś dwie godzinki i jak zapewne zauważycie na zdjęciach – miasto było prawie puste, jakby wymarłe. Brak turystów rozumiem – zimno, to i nikt normalny nie pcha się zwiedzać, ale gdzie lokalsi, dla nich taka temperatura to przecież chyba pikuś?

No nic, po leniwym zwiedzaniu, skręciłem na południe i kolejne trzy godziny maszerowałem w kierunku lotniska. Lot miałem dopiero wieczorem, więc mogłem sobie pozwolić na takie fanaberie. Trasa była fajna – moja dotychczasowa aplikacja mapowa maps.me popsuła się i nie chciała aktualizować i zamieniłem ją na nową – mapy.cz – dziś testowałem ją po raz pierwszy w warunkach bojowych. Przyzwyczaiłem się do poprzedniej i brakuje mi z niej kilku małych, ale przydatnych funkcji, ale czeska apka dziś test przeszła śpiewająco. Przy wytyczaniu trasy do jakiegoś punktu Czesi proponują dodatkowy wariant turystyczny – czyli szukają zazwyczaj dłuższej, ale za to wytyczonej lokalnej trasy typowo pieszej. I taką też dziś wybrałem. Ale nie spodziewałem się, że owym wytyczonym szlakiem okaże się łotewski fragment Camino! Najpierw w parku dostrzegłem żółtą strzałkę na niebieskim tle, a chwilę dalej już nie było wątpliwości – była muszelka – czyli uczciwe Camino. Nieźle rozegrane maps.cz, widzieliście jak mnie podejść, by zdobyć moje zaufanie 😃.

Ale ale – po co ja w ogóle drałowałem na to lotnisko kilka godzin po tym, jak do Rygi dotarłem? Zgadza się, to tylko przystanek na mojej trasie – ale dokąd udał się mój samolot – tego raczej nie zgadlibyście 🤪. No dobra, strzelcie jakieś 3 propozycje i sprawdźcie, czy wam się udało. Już? Można? Mój samolot leciał do… Warszawy 🤪. Tak, tej Warszawy, z której dopiero co tarabaniłem się te kilkanaście godzin busem przez Litwę i Łotwę. I wbrew pozorom nie był to objaw mojego szaleństwa ani durnowata zachcianka, ale przemyślany i cwany plan. Ale o tym – już w następnym odcinku!

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Domi

Ale.. że jak ?