Stolica nr… straciłem rachubę

Wczorajszy spacer wykończył mnie jednak bardziej niż myślałem. Gdy mnie w końcu wpuścili, położyłem się „tylko na chwilkę” i przespałem 12 godzin. Ale tego mi było trzeba, wstałem gotowy do dalszych przygód. Pierwszy raz też dostałem takich uczciwych bąbli – jednak kilkanaście godzin intensywnego dreptania w mokrych i dziurawych skarpetkach to nie jest najlepszy pomysł, kto by się spodziewał 😆. Mój nocleg okazał się prywatnym pensjonatem w starym stylu, trochę nieprzystosowany do mrozów – coś jak te stare papierowe domy 😆. Ale dostałem piecyk, którego obsługę rozgryzłem połowicznie – grzał tylko jakiś czas i się gasił. Za to koc miał chyba z 5 cm grubości, był mięciutki i mógłbym pod nim spać pewnie nawet pod gołym niebem przy śnieżycy – coś pięknego. Gospodarz jak się okazało, odbiera gości z lotniska za grosze i zawozi na dworzec za darmochę (w sumie w cenie noclegu), ale podziękowałem mu za to, bo chciałem sam się tam przejść.

I faktycznie – przeszedłem się – do pociągu miałem kilkanaście kilometrów, więc tym razem, mimo bólu pęcherzy, nie zabrało to zbyt wiele czasu. A i jakość podziwiania widoków, gdy się nie ma za sobą kilkudziesięciu kilometrów, tylko kilkanaście godzin snu jest zupełnie inna. Bez mgły zmęczenia przed oczami mogłem dostrzec wiele otaczających mnie detali, znaleźć siły na zboczenie z drogi, bo coś fajnego w dali przykuło moją uwagę, wrócić się kilometr po zostawione rękawiczki na poprzednim postoju (wczoraj bym na nie machnął ręką, to już była pod koniec walka o przeżycie 😆). Dostrzegłem też w końcu ptaki – w większości niezidentyfikowane – rozpoznałem tylko wróble, gołębie i takie śmieszne plażowe, które bardzo szybko przebierając nóżkami uciekają przed falami i wracają łapać to, co te fale przyniosły. Minąłem kilka lasów bambusowych, tu wciąż jeszcze były tereny rolnicze – pojedyncze ładne domki, często z ogrodami. Pociąg jednak miał mnie zabrać do najbardziej zapchanego miejsca w Japonii – do Tokio. I faktycznie, po drodze widoki zmieniały się – od przedmieść pełnych niskich domków, ale upchanych jeden na drugim (nawet pod wiaduktami, gdzie się tylko dało, dom na domu), po skupiska wieżowców – przez ponad godzinę jechałem ogromną aglomeracją. Pociąg co prawda jechał cały czas wiaduktami, więc wysoko i nie miał przestojów, ale zgaduję, że na ziemi muszą mieć tu koszmarne korki.

Zanim jednak w pociąg wsiadłem, musiałem rozgryźć system kupowania biletów. Najprościej by było zakupić kartę do wszystkich rodzajów transportów i ja doładowywać w miarę potrzeby, a potem po prostu odbijać się na bramkach. Ale z różnych powodów (niekoniecznie logicznych 😆) na takie ułatwienie się nie zdecydowałem. Stawić więc musiałem czoła wyzwaniu kupowania biletów z automatów. I udało się. Dwoma różnymi pociągami dojechałem do Tokio! Wszyscy wszędzie chodzą tu w maseczkach, mimo że nakazu nie ma. Presja społeczna jest tu bardzo silna i niemal każdy się jej poddaje. Wyobrażacie sobie, że w Polsce rząd mówi „nie ma nakazu, ale bardzo prosimy, żeby te maski jednak nosić” i 99,9% ludzi stwierdza, że oczywiście nie ma problemu i grzecznie je noszą nawet jak są sami w swoim aucie za kierownicą? Zdecydowanie jestem na drugim końcu świata 😆.

Odkrycie #200

Podróż do Tokio i wcześniejszy spacer zajęły mi większą część dnia, dlatego dziś odpuściłem już zwiedzanie. Tyle co przeszedłem przez słynną dzielnicę Akihabara – Electric Town, czyli miejsce z tysiącem sklepów elektronicznych, z grami, komputerami, mangą, anime i wszystkim tym, co kojarzy się ze współczesną japońską pop kulturą. Coś wspaniałego. 8-piętrowe sklepy z gierkami, komiksami, figurkami i zabawkami, knajpy, w których obsługa przebrana jest za postaci z kreskówek, dziewczyny rozdające ulotki też w przebraniach – francuskie pokojówki, koty, gotki. Ciężko było przejść bez włażenia do każdego z setek sklepów, ale zostawiam to sobie na inny dzień. Zresztą, już w pociągu zobaczyłem tą „otakową” Japonię – dziewczyna w stroju szkolnym (krótka sukienka i gołe nogi na tym mrozie 😱) czytała mangę, obok gość w moim wieku i garniturze też z nosem w komiksie, na monitorze w przedziale co druga reklama z gry (były też erpegi – najbardziej promowali switchową Fire Emblem Engage) – o taką Japonię żeśmy walczyli! Troszkę się bałem zderzenia moich wyobrażeń z rzeczywistością – ale niepotrzebnie – gry i mangi nie kłamały – ten świat istnieje naprawdę 😆.

Na nocleg zameldowałem się w innym japońskim wynalazku – hotelu kapsułowym. 8 pięter pełnych takich jakby trumienek 2 metry na metr, do mojej trzeba dodatkowo wejść po drabinie. Dużo lepszy system niż łóżka piętrowe, bo dzięki zabudowaniu mam pełną prywatność. Na zewnątrz mam też szafkę zamykaną – metr na metr, ale wysoka na trzy metry – zmieściłbym w środku nawet kajak 😆. Prysznice super, też prywatne, nie za niskie, czego się obawiałem. Cisza, spokój, pełna kulturka. Wstępnie zakładam spędzić tu cztery noce.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
sirPaul

te na nagrody za przestępców to prawie jak w anime One Piece, tylko nagrody jakby mniejsze 😀 ostatnio na youtubie oglądałem jak ktoś spacerował uliczkami Akihabary, niestety nie wchodził do wszystkich sklepów ale fajnie było to pooglądać

Magda

Jeśli dobrze policzyłam, to Tokio jest stolicą nr 26 w tej wyprawie.