10 miesięcy w podróży

Równo 10 miesięcy w podróży i z tej okazji zafundowałem sobie dziś tyle atrakcji, że aż przedawkowałem wrażeń i przeciążyłem system 😆. Zacząłem skromnie, od spacerku po porannych ulicach Tokio. Pogoda się poprawiła, chmury zniknęły, słońce dzielnie walczyło z zimnym, ale rześkim powietrzem. Zajrzałem do kilku pomniejszych świątyń w okolicy, podpatrywałem ludzi śpiewających jakieś mantry, stukających do rytmu kołatkami, klaskających, bijących w dzwony, palących kadzidełka, rzucających monety i kłaniającym się przed posągami Buddy. Wszystko tak pięknie inne od tego, co znam i egzotyczne. Potem skierowałem swe kroki ku największej i najstarszej grupie świątyń w Tokio – mają prawie 1500 lat. Zaskoczyły mnie swoim ogromem – dotąd widziałem tylko takie skromne kapliczki, tu były niemal chrześcijańskie katedry objętościowo. Pagoda o pięciu piętrach, ogródki, fontanny, posągi, kilka rozrzuconych kapliczek, wielkie dzwony i lampiony. I te kolory – czerwień i czerń. Bardzo mi to podpasowało. Trochę śmieszy umieszczanie wszędzie swastyk – i tak, wiem, że oni ich używali tysiąc lat przed Hitlerem, ale w Polsce skojarzenia mamy inne i zupełnie jednoznaczne. Zaryzykowałem też i wylosowałem omikuji – wróżbę. Wyciąga się patyczek, który następnie zamieniany jest na papierową wróżbę na najbliższą przyszłość – może być dobra albo zła. Jest ich kilkadziesiąt rodzajów. Jeśli trafi się zła, trzeba ją przywiązać na specjalnych stelażach (kiedyś chyba na drzewach), dobrą się ze sobą zabiera. Mi się trafiła neutralna z delikatną nutką optymizmu. Z pracą mam się nie wychylać, bo to nic dobrego, ale to dobry czas na podróże i małżeństwo 😆.

Kolejny punkt wycieczki to Muzeum Narodowe. Wstęp zaskakująco tani – 30 zł. A zawartość wystawowa nie do ogarnięcia niemal, tyle tam tego mają. Kilka budynków po kilka pięter, pełnych japońskiej sztuki – od czasów prehistorycznych po dzień dzisiejszy. A sztukę mieli zupełnie inną niż w Europie, więc też zwiedzałem z zainteresowaniem. Miecze i zbroje samurajów, malowidła tuszem, parawany, ceramika, rzeźba, kaligrafia, stroje, buddyzm, numizmatyka, no mnóstwo tego było. Jedyny ból taki, że mają wystawy ruchome i często je zmieniają (takie parawany są ogromne, więc pokazują kilka, a pozostałe sto leży na zapleczu i czeka na swoją kolej) – więc z pięciu odkryć, które tu chciałem zdobyć, udało się tylko jedno – pozostałe akurat wypadły z rotacji i wrócą za 2-3 lata. Ups. Rozbawił mnie też pawilon z kulturą z ostatnich 100 lat – był najbardziej oblegany przez Japończyków. Oglądali stare proszki do prania, wystrój sklepu z lat ’50, była sekcja rozwoju technologicznego tamagotchi, oczywiście gierki, Godzilla i wielkie roboty. Tłumy pstrykały zdjęcia stojącej na półce lalce Hello Kity, zabawkowym kolejkom i starym motorom Hondy. Coś jak u nas muzeum PRL – też się nostalgia uruchamia 😆.

Odkrycie #201

Kolejny budynek zawierał artefakty z innych państw azjatyckich – a więc głównie Chiny, Korea, Tajlandia, stepy Azji Środkowej, Indie, Indochiny. Wszystko niezmiernie ciekawe i też totalnie egzotyczne, ale mój mózg przestał już przyswajać nowe informacje, zostałem przebodźcowany, za dużo tej ekscytacji i nowości. Tym co mnie rozbawiło była sala egipska – mieli tam nawet jedną mumię – takich atrakcji się w Tokio nie spodziewałem. A potem popełniłem błąd i wróciłem do dzielnicy Akihabara i wstąpiłem do kilku sklepów z grami i gadżetami. Ileż ja tam skarbów widziałem! Dostałem oczopląsu, palpitacji serca i odbierało mi oddech. Zwiedziłem może ze 4 sklepy i więcej już nie mogłem – w każdym widziałem coś, co koniecznie muszę mieć, Japończycy umieją pięknie wydawać gry, mają też mnóstwo staroci sprzed dziesiątek lat, których w Europie nie znajdziesz. I nie jest nawet tak drogo (a na pewno 10 razy taniej niż w Europie), ale raz – mimo wszystko to kosztuje, a dwa – jak ja to wszystko przytaszczę do kraju. Nawet jeśli kupię sobie te 5-10 pudełek, to i tak będę miał świadomość, że te 200-500 musiałem zostawić na półce 😱. Bycie nałogowym kolekcjonerem w Japonii to nie jest łatwy kawałek chleba 😱. Póki co uciekłem stamtąd, nic nie kupując, po drodze wstąpiłem do restauracji, gdzie pierwszy raz zjadłem Ramen, czyli taki rosołek, który je się zakręcaną łyżką w lewej ręce i patyczkami w prawej. Micha konkretnych rozmiarów, zupa przepyszna, gorąca, siedzi się dookoła wyspy, w której operuje kucharz/kelner. Podpatrzyłem jak to się je, jak odkłada patyczki i chyba mi się udało skopiować, bo nikt się na mnie nie gapił, nie budziłem atrakcji 😝. Do hotelu dotarłem po 17 i położyłem się „na chwilkę”, która trwała… 6 godzin. Czyli znów pewnie w nocy nie pośpię – coś nie udaje mi się przestawić na tą inną strefę czasową.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
sirPaul

to jest odwrócona swastyka, niemiecka jest w innym kierunku 😛 no tymi figurkami kosmitów to mi zaimponowales, Daniken o nich pisał ale nie wiedzialem ze są w Tokijskim muzeum. ps wincyj smoków a gry wyslij paczką 😛