Tajlandia odkryta

Nie jest łatwo dostać się do Pattani. Internet co prawda radośnie poinformował mnie, że a i owszem, jadą tam nawet pociągi (niecałe 2 zł w jedną stronę), ale konsultacja z mapą wykazała, że dworzec o nazwie Pattani jest jakieś 20 km od właściwego miasta (coś jak lotnisko Szczecin jest w Goleniowie). Drugi pomysł polegał na wypożyczeniu roweru w hostelu (3 zł za dobę) i przewiezieniu go pociągiem w celu przejechania tych brakujących 20 km. Wyprawa na dworzec – pani w informacji była zszokowana pytaniem o rower, poszła się dopytywać, przyszedł konduktor, poszliśmy razem na oględziny wagonu – i za nic nie da się go jednak wsadzić do środka – wejścia za wąskie. Zaproponował mi przesłanie go wagonem towarowym, ale aż tak zdesperowany nie byłem 😝. Pozostał mi więc lokalny busik.

Te wszystkie atrakcje rozpoznaniowe miałem wczoraj. Nocka była bardzo przyjemna – prywatny cichy pokój, w którym sam sterowałem klimatyzacją, oznaczał spokojny sen, tyle co koguty zaczęły się mi pod oknem wydzierać już koło 5 rano. W akcie zemsty dziś na obiad planuję kurczaka. Koło 7 zebrałem się i ruszyłem na dworzec. Uzyskać tu jakąś informację jest raczej ciężko, od razu dopadają naciągacze, którzy narzucają swoją pomoc. Okienko do Pattani udało mi się nawet znaleźć, ale było zamknięte. Pan naciągacz od razu zaciągnął mnie do jakiegoś typa, który rozdawał jakieś karteczki ot tak przy stoliku, wziął jakąś od niego i chciał 20 zł. Prawie siłą mu się wyrwałem, wróciłem do okienka, typ za mną leciał i wepchnął mi znów tą karteczkę. Oddałem ją temu za biurkiem, na co pan naciągacz się obraził, na odchodne jeszcze dla pewności kilka razy powtórzył „give me money”, ale już bez przekonania i sobie w końcu poszedł. Mogłem się skupić na działalności detektywistycznej – obserwacji tubylców, obczajaniu napisów na ścianach i busach. I w końcu sukces – znalazłem napis „Pattani 130 B”. Pstryknąłem mu zdjęcie i wróciłem do pana za biurkiem. Ten bez mrugnięcia okiem dał mi tą samą karteczkę co wcześniej, zainkasował te 13 zł, ale już na pytania, o której ten bus i skąd, odmówił odpowiedzi. Pomógł mi dopiero przypadkowy podróżny, który znał trzy słowa po angielsku, ale miał iPhona i nie zawahał się użyć jego funkcji tłumacza. Swoją drogą, bycie dworcowym naciągaczem to ciężki kawałek chleba w takim mieście – turystów jak na lekarstwo, a jeszcze czasem można się naciąć na dusigrosza z Polski, który nawet tych 7 zł pożałuje 😝.

Do odjazdu miałem 30 minut, postanowiłem więc od razu załatwić sprawę transportu na jutro. Albowiem na jutro zaplanowałem opuszczenie Tajlandii i przeskok o jakieś 700 km na południe – do stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Znalazłem dwa okienka, w których sprzedawali takie bilety – w pierwszym typ był albo niekompetentny, albo kłamał mi w oczy, bo twierdził, że z nim dojadę na miejsce w 5 godzin (moje dotychczasowe doświadczenie mówi, że średnia prędkość tu to 50km/h, więc fizycznie niemożliwe, zwłaszcza że trzeba jeszcze doliczyć przekraczanie granicy), w drugim punkcie babka miała bilety tańsze o 20 zł, większy autobus i szacunkowy czas przejazdu 8 godzin. Z dwojga złego wybrałem ten – ale nie wierzę w te 8 godzin, jeśli wyrobimy się w 12 godzin, to będę zadowolony.

Odkrycie #232

Do Pattani jest z Hat Yai jakieś 100 km, ale droga zajęła nam dwie godziny. A potem jeszcze przez calutką godzinę kierowca rozwoził pasażerów pod ich domy, czy gdzie tam chcieli, włącznie z wnoszeniem im do domostw bagaży. Nie miałem nic przeciwko, bo zobaczyłem w ten sposób więcej dzielnic miasta, niż byłbym w stanie na nogach – takie przypadkowe zwiedzanie dziwnych zakamarków najbardziej mi właśnie odpowiada. Kilka dziewczyn zawieźliśmy też na campus uniwersytecki – bus wjechał do środka, ogromny teren, dużo zieleni, budynki mocno rozrzucone, stawy, kanały, boiska, akademiki. Połowa wydziałów miała „Islamic Study” w nazwie, ale trafiła się i taka ciekawostka jak „Rubber faculty” – czyli uczą się o kauczuku, jak my o węglu, w sumie ma sens. Trasa trwała tak długo również dlatego, że mijaliśmy mnóstwo blokad – policyjnych i wojskowych – z uzbrojonymi strażnikami, motorami, wozami bojowymi. W Turcji to normalka, ale tu widziałem takie szykany po raz pierwszy. Dopiero po powrocie dogooglowałem sobie pewne informacje i moje problemy z dotarciem do Pattani nagle się wyjaśniły. Ten rejon jest zamieszkany przez mniejszość muzułmańską – podczas gdy Tajlandia jest buddyjska, w Pattani ostatni spis wykazał, że 88% mieszkańców wyznaje islam. I faktycznie – z tego, co widziałem, dziewczyny chodzą tam w chustach na głowie, co kilka ulic stoją wielkie meczety, z których słychać głośne nawoływania do modlitw (ostatnio słyszałem je aż w Dubaju), nie ma jak wszędzie indziej kapliczek przed każdym domostwem. Mieszkańcy mówią tu na dodatek swoim własnym językiem i niekoniecznie chcą być częścią Tajlandii. Swą niechęć wyrażają przy pomocy ataków terrorystycznych z udziałem bomb i broni palnej. Władze Tajlandii odpowiedziały wprowadzeniem czegoś na kształt stanu wojennego (sześć lat temu, nadal obowiązuje), z ograniczeniem praw cywilnych, częstymi i niezapowiadanymi godzinami policyjnymi, zakazami przemieszczania się i wzmożoną obecnością militarną. Chwilowo panuje spokój, ale w teorii mogłem tam utknąć, gdyby wojsko rozpoczęło kolejną operację antyseparatystyczną. W mieście pełno jest też portretów króla – dużo więcej niż w innych odwiedzanych miejscach – ewidentnie element gry psychologicznej z niepokornymi. W każdym razie – wiem czemu tak trudno było się tu dostać i czemu kierowca dziwił się, że tu jadę – i czemu ucieszył się, gdy zobaczył, że wracam tego samego dnia – i dlaczego ktoś mi ustąpił miejsca w busie powrotnym, mimo że był już zapchany. Aha – polskie MSZ na stronie oficjalnej też odradza wizytę w tej prowincji, tyle że jakoś to wcześniej przeoczyłem 😅.

Zdjęć mało, bo w przypływie zdrowego rozsądku uznałem, że ich pstrykanie przy sporej ilości uzbrojonych żołnierzy nie jest dobrym pomysłem 😅. Wolałem nie stracić telefonu czy czegoś gorszego. I przy okazji – ostatnie odkrycie w Tajlandii – zdobyte. Było warto!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Kamia

Jacek super blog! Dlaczego Kozy tam z Tobą nie ma!??
Pozdro!
Kamila

Magda

Zdj. 3 – Frangipani, inaczej plumeria biala; drzewo dorastające do 8 m wysokości.

Zdj. 4 – Lotos orzechodajny, zwany brzydziej nurzykłąbem.