Po co jadę?

Dziś będzie trochę chaotycznego lania wody, postaram się (w tym sam sobie) odpowiedzieć na pytanie, po co ja w ogólę chcę jechać.

Szczecin – Jezioro Szmaragdowe, maj 2021

Kilka lat temu zrobiłem sobie objazdówkę po Europie – trochę spontanicznie, miałem robić kolejne Camino, tym razem zaczynając na południu Hiszpanii i idąc na północ, ale było zbyt masakrycznie gorąco i odpadłem po kilku dniach. Zacząłem sobie zamiast tego zwiedzać i tak się rozkręciłem, że zrobiłem 6500 km po Europie, odwiedzając kilkanaście miast z UWO, planując podróż zawsze tylko na kolejny dzień, nie kombinując całości wcześniej. Wyjazd w 2022 chcę oprzeć na tych doświadczeniach i na tym systemie – ale tym razem nie będę ograniczony czasem, więc nie będę musiał tak kombinować, żeby przed końcem miesiąca jednak wrócić jakoś do pracy 😀.

6500 km po Europie na spontanie – trasa podróży

Podobno człowiek dostrzega tylko 1% otaczającej go rzeczywistości, nasz mózg tłumi całą resztę jako zbędny szum. Mózg, jak zdjecie, rejestruje każdy listek na drzewie na które patrzymy przez 2 sekundy, ale po przefiltrowaniu tego my dostajemy tylko informację „widzisz drzewo”. Ilość i kształt tych liści zostaje uznany jako informacja zbędna i nie jest nam podawana 😀. W sumie dobrze. Z moim rodzinnym domu mamy bramę, która ma jako ozdoby wykute fikuśne wzory. Patrzyłem na tę bramę przez jakieś 20 lat dzień w dzień, ale mimo to nie potrafię jej z pamięci narysować (choć gdybym zobaczył moją bramę i kilka innych bram, to wybrałbym moją, sięgając do zakamarków pamięci). Od jakiegoś czasu staram się patrzeć na świat bardziej świadomie, dostrzegać detale, nie ślizgać się wzrokiem po miejscach – nawet tych, które widzę codziennie. Jest trudno! Ale w podróży jest to o wiele łatwiejsze – tam wszystko jest inne, tam wszystko jest nowe i mózg do końca nie wie, jak to filtrować. Widzi się więc więcej, dociera do nas więcej bodźców. I to mi się bardzo podoba. To jest ten kop, którego dostaje podczas podróżowania – może coś się wtedy w organizmie wydziela, nie znam się aż tak na chemii ludzkiego ciała. Mam przy okazji nadzieję, że to co tu opisałem to moja własna autorska teoria, a nie coś co kiedyś gdzieś przeczytałem i mózg po jakimś czasie mi to jako moje własne przemyślenia przedstawił 😀.

Podróże to także duża losowość, to niepewność, nigdy nie wiesz co się wydarzy, co zobaczysz, kogo spotkasz. Tu też mam głód tego czegoś. Nie bawi mnie już ustalony rytm dnia, śniadanko, do pracy, obiadek, spać. I powtórzyć i powtórzyć i do śmierci. Potrzebuję tego czynnika losowego, tej nieprzewidywalności, słowem – przygody.

Lagos – Portugalia, październik 2018

Mam w planach nie być zblazowanym i znudzonym, ale zachwycać się wszystkim, nie zgubić ciekawości, nie wpaść w rutynę, nie zamienić wyjazdu w przykry obowiązek ani nie robić nic na siłę. Liczy się sama podróż, a nie jej punkt docelowy. Bo chodzi o to, by gonić króliczka, a nie złapać go. I nawet jak będzie nudno – a nudno będzie na pewno, w podróży mnóstwo jest momentów, gdy nic się nie dzieje, na przykład gdy na coś czekamy – czy to na otwarcie noclegowni, na pociąg, autobus, samolot, w kolejce po jakieś dokumenty itp.; albo gdy pilnujemy namiotu i nie ma go jak samego zostawić – więc nawet jak będzie nudno, to i tak będę bawił się przednio. Moje dotychczasowe podróże pokazały mi, że taki tryb życia odpowiada mi, że się w nim odnajduję. Ale od razu zaznaczać – jakimś ekspertem nie jestem, to nadal będzie na zasadzie prób i błędów, będzie kupa wpadek, kłopotów i głupot – ale na to w sumie liczę, przynajmniej będzie co opisywać – a coś mi mówi, że i wam będzie zabawniej poczytać o moich kłopotach i wtopach, niż o w pełni zorganizowanej i pod kontrolą wyprawie 😀. Moje dotychczasowe wpisy mogą sugerować, że jestem osobą uporządkowaną i zorganizowaną, ale nie zawsze jest to prawdą 😀.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments