Kto Camino skraca…

Mimo sporego zmęczenia dość długo nie mogłem zasnąć – słońce zachodzi już przez godz. 20, blog pisze się coraz szybciej, o godz. 21 jestem gotowy do spania, a to przecież strasznie wcześnie. Bateria w telefonie prawie nie żyje, więc nie mogę sobie na nim posiedzieć, na kindla za późno – pozostaje leżenie w ciemności i dumanie nad przemijalnością wszechświata 😜. Wczoraj na dodatek księżyc tak przyświecał, że myślałem, że rozbiłem się pod latarnią. Jakąś rozrywką było podziwianie gwiazd, ale komary szybko mi to obrzydziły. Mimo to, gdy w końcu zasnąłem, spało mi się dobrze. A rano oko wróciło do normy – pojęcia nie mam jak to działa, że czasem sen je psuje, a czasem naprawia. Przez noc za to tak odparowałem, że cała wewnętrzna warstwa tropiku była mokra – powycierałem ile się dało, ale i tak raczej mokry zapakowałem go do wora – moje miejsce było za górką i słońce tam rano nie docierało.

Dziś był kolejny gorący dzień – i z jakiegoś powodu miałem mniej sił 😜. Po wczorajszych ekscesach miałem otartą piętę (zrozumiałe) i bąbla na palcu (w sandałach? Jak, skąd, dlaczego? Niby sporo się potykałem, to od tego?). Do granicy z Chorwacją zostało mi jednak tylko jakieś 15 km, dzielnie więc wyruszyłem. I okazało się, że namiot rozbiłem w ostatnim momencie – przez te 15 km nie było już gdzie – zaraz znalazłem ponad półkilometrowy tunel, potem miasteczko, następne, potem rezerwat – miejsce wydobywania soli kiedyś, dziś tereny dla ptactwa, głównie czapli – kiedyś pracowało tu 500 rodzin i do dziś zostały wszędzie ruiny ich domków – wygląda fajnie, śmierdzi dużo gorzej 😜.

W końcu dotarłem do granicy i tym samym wykonałem plan przejścia całej Słowenii. Celnik zdziwił się, że idę pieszo i z plecakiem, pytał dokąd, na moją odpowiedź, że Camino, mówi, że tylko rowerzystów tu widzi, pieszych nie i ostrzegł, że dalej na drodze jest jeszcze więcej przewyższeń. I faktycznie, trasa znów zakręciła i poszła pod górę, mogłem solanki podziwiać z powietrza, jeszcze lepszy widok na ruinki. Na szczycie droga zawróciła i plansza pokazała, że wraca niemal do punktu startu, a potem robi takich serpentynek jeszcze kilka – ciuchcie nie radziły sobie ze wspinaczką, podobno wlokły się tu tak, że niecierpliwi wychodzili rozprostować nogi i wyprzedzali je w drodze na szczyt. 123 km jechało się 7 godzin.

Na szczycie wobec tego coś mnie natchnęło, że skrócę sobie trasę i ja. Opuszczę Camino, podejdę do większego miasteczka i złapię busa. Jak się zapewne domyślacie, to nie był dobry pomysł 😜. Największe w okolicy miasteczko nosiło nazwę Umag i dotarłem tam po kolejnych 12 km. Znalazłem dworzec autobusowy, duży, z czynną kasą i radośnie pytam o następny autobus do Rovinj. Pani sprawdziła w komputerku dłuższą chwilę i mówi „jutro o 8 rano”. I odesłała mnie do wywieszonego rozkładu jazdy – nie był skomplikowany, są dwa autobusy dziennie dokądkolwiek – o 8 rano i o 8 wieczorem. Nic dziwnego, że musiała sprawdzać w systemie, żeby udzielić mi odpowiedzi, kto by spamiętał tyle informacji 😜. Jeździ tam też Flixbus, ale tylko 2 razy w tygodniu – i to nie było dziś.

Poczułem się pokonany, a pora była wczesna, jakaś godz. 13, więc rozkładać się już na noc zdecydowanie za wcześnie. Sprawdziłem, którędy jedzie ten poranny bus, wybrałem większe miasteczko na jego trasie oddalone ode mnie o 12 km i znów ruszyłem. Koniec końców znów natłukłem prawie 45 km, robiąc drugi wynik podczas tej wyprawy i nocuję na dziko nad Adriatykiem, w czyjejś winnicy. Gdybym został na Camino, byłbym dużo dalej, a na dodatek w miejscu, z którego Flixbus jeździ. Taka jest kara za skracanie szlaków 😱. Byłem już dziś na koniec dnia tak padnięty, że nawet próbowałem się wbić na legalny camping. Ale gdy usłyszałem cenę za robicie namiotu – 52 euro, zwątpiłem. Poszedłem zamiast tego na plażę, poleżałem, pomoczyłem zmęczone nogi, wsadziłem głowę pod plażowy prysznic i odżyłem. Potem jeszcze obserwowałem z mojej winnicy przepiękny różowo-fioletowy zachód słońca nad morzem i stwierdziłem, że w sumie na dobre wyszło – wyprawa nie jest wyścigiem, gubienie się i nadrabianie drogi jest wpisane w jej założenia. Widoczki i plażowanie były nagrodą za skracanie szlaków 😛.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments