Sarkofag świętej

Kolejna przyjemna i ciepła noc i tym razem nawet namiot nie dostał wilgoci – nadal nie rozgryzłem jak i to działa… Z ciekawostek – w którymś momencie przebudziłem się i rzuciłem do wyjścia, bo mi się przyśniło/uroiło, że jedzie mnie przejechać kombajn 🤪. A druga ciekawostką jest taka, że po tym jak później w nocy obudziło mnie wycie musiałem googlować, czy w Chorwacji są wilki – i tak, są, ale ludzi nie atakują, tylko zwierzęta domowe. Pocieszony tym faktem wróciłem do spania 😱.

Wstałem tuż przed wschodem słońca, by wrócić do miasteczka i zdążyć na jedyny autobus jadący do Rovinj. Było z tym trochę stresu, bo dworzec a i owszem był, ale zamieniony w sklep z rowerami, bar i kilka firm prawniczych, wszystko w sypiących się pomieszczeniach. Zero rozkładów jazdy, zero kasy, zero jakiejkolwiek informacji. Autobus na szczęście przyjechał i mimo że nie można było płacić kartą, to przyjmował euraki (kun nie wymieniałem). Po kilku dniach na nogach znów podróżowałem transportem zmechanizowanym. Droga prowadziła malowniczymi drogami, wspinając się na góry, po długich mostach, zboczami z widokiem na fiordowate zatoczki poniżej. Przepiękne, ale byłem sam sobie wdzięczny, że nie natchnęło mnie tędy leźć piechotą – trasa zabójcza i nieprzyjazna piechurom.

Jak zapewne pamiętacie, trochę podpadłem wczoraj św. Jakubowi i jest na mnie trochę sfochowany. Ale że wsparcie świętego w podróży się jednak przydaje, dziś spróbowałem pozyskać je od innego, a w zasadzie od innej. Tak się bowiem składa, że w Rovinj znajduje się kościół św. Eufemii, a w nim sarkofag z jej zwłokami – a przy okazji kolejne w UWO. Miasteczko bardzo urokliwe, a przynajmniej jego zabytkowa stara część – wąskie uliczki, liczne knajpki, kawiarenki, a nad tym wszystkim na najwyższym wzniesieniu wspomniany kościół, z widokiem na miasto i morze dookoła swojego małego cypelka. Jeśli o Eufemii nie słyszeliście (jak ja do momentu, gdy natknąłem się to zadanie w mojej grze), to spieszę z informacją, że była męczenniczką z Konstantynopola z czasów imperium rzymskiego, okrutnie torturowaną i rzuconą lwom na pożarcie. Lwy zdaje się ją dobiły, ale rozpoznając świętość, nie zeżarły zwłok. Jest popularna nie tylko wśród katolików, ale też prawosławnych i Koptów.

Odkrycie #122

Dotarłem do jej kościółka, ale w środku czekała mnie przykra niespodzianka – wejście do nawy z jej sarkofagiem płatne 3 euro. Już miałem wyciągać portfel, gdy do niewielkiej nawy zaczęła się wpychać liczna rosyjska wycieczka. Cichaczem do nich dołączyłem i udało się wejść na krzywy ryj – nikt się chyba nie spodziewał, że w dzisiejszych czasach ktoś się będzie pod rosyjskiego turystę dobrowolnie podszywał. Nie docenili mojej chęci oszczędzenia trzech euraków 😜. Zmęczony i trochę zniechęcony trudnościami ostatnich dni, pochyliłem się nad sarkofagiem i poprosiłem świętą o pomoc i poradę. I – ku memu zaskoczeniu – poradę dostałem! Święta przemówiła w mej głowie mniej więcej tymi słowami:

– Bierz chłopie przykład ze mnie – też się umęczyłam i umordowałam, ale teraz za to leżę sobie spokojnie nad morzem z ładnym widoczkiem i odpoczywam

Przyznałem jej rację, choć taktownie przemilczałem porównywanie szybkiego łamania kołem i potem rach ciach zagryzania przez lwy do kilku miesięcy tułania się po bezdrożach Europy o głodzie, chłodzie i trudach i postanowiłem wziąć ze świętej przykład i też poleżeć nad morzem. Za cel upatrzyłem sobie miasto, w którym też nigdy nie byłem – Rijekę. Autobus tam znów jechał przez super górkowe tereny, patrzyłem na morze daleko pode mną, trzeba też było godzinę najpierw wracać do poprzedniej mieściny (dlatego tak trudno tam dojechać, to ślepa uliczka), aż w końcu dotarłem.

Po trzech noclegach pod namiotem przyszła pora na hostel – z prysznicem, myciem głowy, goleniem się i opatrywaniem ran. Zgrzyt nastąpił, gdy okazało się, że wifi nie działa i na razie nie planują reperować, ale większy cios dostałem na plaży. Przebrałem się w kąpielówki i pomknąłem ku najbliższej wodzie, tylko po to, by po kilku krokach po tych cholernych małych kłujących kamykach skręcać się z bólu. Woda była piękna, kolorki robiły wrażenie, temperatura ciut za niska, ale kamienie – nie do przejścia. Posiedziałem chwilę przy brzegu i pokonany zawróciłem po buty. 163 dni w podróży i ani jednej kąpieli w morzu. Zupełnie jakby święta obraziła się na mnie za kwestionowanie jej zasług cierpiętniczych i dołożyła mi bólu dla lepszego przekazania swojego niezadowolenia. Dwóch sfochowanych świętych w dwa dni to chyba niezły wynik?😱

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments