Stolica nr… a nie, przecież to nie stolica

W zasadzie nie mam o czym robić dziś wpisu – niewiele się działo, a i zdjęciowo mizernie, ale mimo wszystko wpadły mi dwa nowe odkrycia, więc wypada choć tym się pochwalić.

Całą noc padało, ale poranek był już bardzo przyjemny – w Canakkale i prawie całą drogę świeciło słońce. Ciemne burzowe chmury i deszcz zaczęły się dopiero pod samym Stambułem. Bilet na bus kupiłem przez internet i miał jakiś dziwny przystanek startowy, którego na mapie nie było. Na wszelki wypadek poszedłem wcześniej w okolicę, którą oszacowałem jako podejrzaną. I nawet znalazłem tam informację turystyczną, ale mimo zachęcająch do wejścia angielskich napisów na zewnątrz, typ w środku nic po angielsku nie mówił. Przy pomocy translatora próbował mnie wysłać na dworzec 10 km za miastem, ale jakoś mi to nie pasowało. Podszedłem do portu promowego, który był widoczny przez okno informacji i tam przez szybkę zobaczyłem mój busik na nadbrzeżu portowym. Musiałem tylko przebić się przez ochronę i bramki biletowe bez biletu (na migi pokazując że mój bus już na promie) – udało się. Podczas przeprawy przez Dardanele ze strony azjatyckiej na europejskiej widziałem czarną łódź podwodną płynąca po powierzchni w stronę Morza Czarnego, ale ekipa wsparcia blogowego stanowczo odradziła mi publikację jej zdjęć 😭.

Trasa biegła wzdłuż Morza Marmara, które okazało się zaskakująco wielkie (drugiego brzegu nie było widać i w sumie logiczne, bo to ma setkę albo i dwie kilometrów szerokości), a wcześniej na Dardanelach mijaliśmy dopiero co ukończony pierwszy most przez cieśninę – choć ruchu na nim nie widziałem, a za to sporo ekip budowlańców – czyżby już coś poprawiali? Bilet twierdził, że jadę do samego dworca, ale kierowca wysadził mnie jakieś 30 km od niego, na obrzeżach Stambułu. Były nas cztery takie osoby i szczęśliwie jedna dziewczyna mówiła po angielsku i mi tłumaczyła. Kierowca zaprowadził nas do punktu z biletami i powiedział, że on dalej nie jedzie i inny busik zgarnie nas za jakieś 10 minut. Nie tylko ja byłem zaskoczony, tureccy pasażerowie też, więc to jakaś dziwna akcja była. Jeszcze dziwniej się zrobiło, kiedy po 10 minutach z punktu wyszedł inny typ i mówi, że busik dla nas jednak nie przyjedzie, a już totalnie śmiesznie, gdy po 15 wrócił nas stary kierowca i zabrał nas z powrotem do poprzedniego busa i jednak zawiózł nas prawie tam. gdzie mieliśmy dojechać. Prawie, bo ostatnie 500 metrów trzeba było przejść. A te 30 km i tak jechaliśmy ponad godzinę – Stambuł to mocno ludne miasto i przez to okrutnie zakorkowane. To najludniejsze miasto Europy – około 16 mln mieszkańców, czyli prawie dwa razy tyle, co Londyn!

Odkrycia #149 – #150

Na dworcu złapałem darmowy internet i okazało się, że mój zarezerwowany i opłacony nocleg został właśnie odwołany. Tyle dobrego, że gość od razu oddał kasę, ale i tak musiałem szukać czegoś nowego. Wyboru nie było, padło na hostel – w pokoju wieloosobowym. W cenie tego, co dotąd mi w Turcji dawało komfortowe hotelowe pokoje dla własnej dyspozycji – no, ale cóż, taki urok turystycznych miast. Póki co w moim pokoju jest tylko jeden Japończyk, więc może jednak nie będzie najgorzej. Mimo deszczu i ciemności zrobiłem już nawet pierwsze 10 km spaceru po okolicy – i czego się nie spodziewałem, mnóstwo tu górek – ulice prowadzą w górę i w dół jak w jakimś San Francisco! Zostaję tu na kilka dni, więc jeszcze mam nadzieję obejrzeć miasto i za dnia i może nawet w słońcu…

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments