Niedostępne odkrycia

Jak zwykle zaczynam od narzekania na pogodę – dziś co prawda nie padało, ale był to chyba najzimniejszy dzień całej tej wyprawy – było ledwo 11 stopni albo coś koło tego. Skandal i granda i nie ugłaskacie mnie zdjęciami Polski w śniegu – ja się domagam słońca i ciepła! Tyle dobrego, że w hostelu było tak cicho, że całkiem możliwe, że byłem w pokoju jednak sam 😜. Łóżka są tu zasuwane kotarami, więc jest spora doza prywatności.

Dziś miałem w planie trzy odkrycia UWO z Muzeum Archeologicznego. Niestety, zostałem przez muzealników okrutnie oszukany, bo dwa z pięciu budynków muzeum zostały na okazję remontu zamknięte dla zwiedzających – i oczywiście moje cele były właśnie tam. Muzeum samo w sobie nie było takie najgorsze (choć w Turcji zwiedzałem już dużo fajniejsze i ciekawsze) – fajnym pomysłem było wstawienie w prawie każdej sali wielkich tematycznych malowideł na ścianach – greccy bogowie, bitwa Aleksandra Wielkiego itd. Fajna była też prezentacja rozwoju Troi (mają tu chyba więcej eksponatów z tych wykopalisk niż w samym muzeum tam na miejscu!) – film z lotu ptaka ze specjalnymi efektami podczas pożarów, wojen i trzęsień ziemi. Dużo też było posągów, rzeźb, nagrobków, greckich waz – ale obawiam się, że już to wszystko gdzie indziej w dużych ilościach widziałem i aż takiego wrażenia na mnie już nie robi. Jak nic muszę zmienić zwiedzaną strefę kulturową, by zobaczyć coś nowego. Jeden z zamkniętych budynków to „starożytny orient” i to by mi się na pewno spodobało, no ale jak pech to pech.

Zajrzałem też pod Hagia Sophia, ale do środka nie wchodziłem, bo akurat trafiłem na porę modłów. Ludzie modlili się nawet na zewnątrz – pierwszy raz w Turcji widziałem zbiorowe pokłony na dywanikach w stronę Mekki. Pospacerowałem też nad Bosforem – ruch na wodzie szalony, a statki, promy, wodne autobusy i taksówki trąbią na siebie i wymuszają pierwszeństwo jak kierowcy na drogach. Przeszedłem też całą długość ulicy, gdzie w połowie listopada miał miejsce wybuch. Dziś ludzi były już na niej znów tysiące – to główny deptak miasta. Aż dziw bierze, że ta bomba zabiła kilka osób, w godzinie szczyty było tu naprawdę tłoczno. W drodze powrotnej jednak zrobiło się dziwnie. Zauważyłem znacznie większą ilość policji (zawsze jest tu ich sporo, pilnują zabytków z bronią palną w garściach) – duże grupki na każdym skrzyżowaniu, podjeżdżały kolejne autobusy z nimi. Dalej stali już w pełnym rynsztunku, z tarczami, maskami gazowymi i obok wozów bojowych z armatkami wodnymi. I ustawiali barykady. Nie wiedziałem o co chodzi, ale lokalsi wydawali się wyluzowani, policja też raczej nie była spięta, tylko bardziej znudzona. Mimo wszystko, gdy zaczęli powoli przeganiać te tysiące ludzi z deptaka, grzecznie wróciłem do hostelu i zacząłem googlować. Okazało się, że na dziś przewidziana była kobieca demonstracja przeciwko… przemocy wobec kobiet. Huh. Dziewczyny zapowiedziały że stawią się na placu o godz. 19, ale nie dostały zezwolenia od mera Istambułu (na marginesie, przeciwnik Erdogana i jego jedyna konkurencja w wyborach prezydenckich za kilka miesięcy, więc większość obstawia, że wkrótce spotka go jakiś przykry wypadek). Wykazałem się nadspodziewaną odpowiedzialnością i nie poszedłem oglądać spodziewanego starcia, mimo że miałem tam tylko minut drogi (i wcale nie dlatego, że było zimno i mi się nie chciało – to była od-po-wie-dzialność!😜). Właśnie doczytałem, że wiele nie straciłem, bo protestujące przeciw przemocy wobec kobiet kobiety stały się ofiarami przemocy, bo dostały od policji gazem pieprzowym po oczach i straciły serce do protestów, skupione na cierpieniach i lizaniu ran.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments