Ostatnie tureckie odkrycie

Dziś w planie było muzeum zamkowe, by zobaczyć przechowywaną tam 500-letnią mapę – coś mnie jednak tknęło (wczorajsza muzealna porażka zapewne) i skonsultowałem się z googlem – i miałem dobre przeczucie – znalazłem komentarz sprzed 2 tygodni narzekający na fakt, że mapa jest w konserwacji i wystawili zamiast niej fałszywkę. Muzeum zostało wobec tego skreślone z listy zapotrzebowania i potrzebowałem zastępstwa. I znów na pomoc przyszedł wujek Google, który miał dla mnie miłą niespodziankę – inne odkrycie, które miało być we wczorajszym muzeum, znalazło się w innym. Muzeum Wojskowości. Mój cel – bizancki łańcuch morski chroniący dostęp do miasta – faktycznie tam był i to na dodatek zacnie wyeksponowany.

Odkrycie #151

Ale to nie wszystko. Muzeum okazało się być przedniej jakości i w przeciwieństwie do wczorajszego, mocno mnie wkręciło i zainteresowało. Było ogromne, pełne broni, uzbrojenia i takich tam, ale również z dużą ilością informacji. Zaczynając od najdawniejszych dziejów ludów tureckich po czasy współczesne. Zwłaszcza te najstarsze dzieje mnie wciągnęły. Eksponatów z tych czasów za dużo nie było, ale nadrobili to epickimi obrazami. Coś jak te nasze Racławice – wielkie na całą ścianę i prawie w 3d, bo czasem przed nimi leżały jakieś manekiny albo inne atrakcje, tak że obraz wychodził ze ściany. Były też ekrany interakcyjne z mapkami jak z moich gier strategicznych od Paradoxu, aż mnie naszła ochota znów pograć (na głodzie od ośmiu miesięcy, aaaa!). Ogólnie przesłanie muzeum jest takie, że Turcy zawsze byli najlepsi, zawsze zwyciężali i zawsze byli tymi dobrymi. Milutko. Chwalą się tym, że Chińczycy zbudowali Wielki Mur, aby chronić się przeciw Turkom właśnie – ale to nic nie dało, bo ci ich i tak pobili, że Turcy jako pierwsi mieli w Europie alfabet (Grecy i Rzymianie pewnie czytają to teraz ze zdumieniem), że jako pierwsi mieli łodzie podwodne z torpedami (tu nie wiem, może akurat nie kłamią?). Obrazy były podpisywane jako „zwycięstwo nad..”, „triumf w…”, „Turcy pokonują…” itd. Namiętnie szukałem informacji o Wiedniu, ale znalazłem tylko jedną malutką tabliczkę, bo obraz był w konserwacji. Tytuł obrazu? „Bitwa o Wiedeń” – nie lubią się chwalić przegranymi jak widać 😜.

Ciekawe też były sale z wojny w Korei – nie wiedziałem, że Turcy wysłali swoje oddziały – i wedle informacji w muzeum oddziały te prawie same tę wojnę wygrały i dopiero, gdy wtrącili się Chińczycy i wysłali swój milion „ochotników”, to Turcy po heroicznej i bohaterskiej obronie się wycofali. Ale Chińczycy byli tak pod wrażeniem, że pokój i tak podpisali. Z kolei inwazja na Cypr i bezprawna okupacja wyspy przedstawiana jest w muzeum jako „Cypryjska Operacja Pokojowa”. Uzasadnieniem były domniemane mordy tureckich dzieci na wyspie (w muzeum są ich zdjęcia i ich ubrania), stąd desant morski i spadochronowy. W muzeum z dumą są też prezentowane zdobyte na Grekach flagi, proporce i przedmioty religijne. Skojarzenie z ruskimi wywożącymi z Ukrainy pralki i ich uzasadnienia tej wojny narzucają się same. Jeszcze większa ciekawostka jest w sali poświęconej Armenii. Świat po długim milczeniu nazwał w końcu wybicie 1,5 mln Ormian podczas I Wojny Światowej ludobójstwem. Ratyfikowały to ONZ, Rada Europejska, parlament europejski, liczne państwa, w tym polski parlament przez aklamację w 2005 roku, papieże, w kwietniu tego roku nawet USA ustami Bidena pierwszy raz użyło sformułowania „ludobójstwo/genocide”. W muzeum jednak cała sala opowiada o tym, że to Ormianie są tymi złymi – terrorystami, mordercami dzieci (kolejne zdjęcia pomordowanych tureckich rodzin na ścianach) i że przekupili świat, by wystąpił przeciw Turcji. I oficjalnie twierdzą, że Ormianie nie byli masowo eksterminowani, tylko dopadła ich epidemia. A Turcy są narodem miłującym pokój i tolerancyjnym dla innych. I pewnie bym w to uwierzył, gdybym nie przeszedł właśnie przez sto sal muzeum chwalącego się tysiącletnią historią podbojów i militarnych zwycięstw nad wszystkimi dookoła 🤪. To już jest wyższa szkoła demagogii i propagandy nacjonalistycznej.

Jako że dziś pogoda była znośna – raczej chłodno, ale prawie cały czas przyświecało słoneczko, to poza muzeum zrobiłem też sobie spacerek. Chciałem przejść przez most na Bosforze do Azji, ale zdaje się, że nie obsługuje pieszych, jest za wysoki, a wejście na niego zaczynało się kilka kilometrów od brzegu. Rundka po europejskim brzegu i tak wyniosła mi ponad 20 km, więc nie jest źle. A do Azji zajrzę pożegnanie jutro, bo lotnisko, z którego odlatuję, jest po tamtej stronie.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments