Pożegnanie z Turcją i Azją

Bardzo chciałem się dziś wyspać przed czekającymi mnie trudnościami, ale nowi współlokatorzy mi nie dali. Dwóch gości przez całą noc na zmianę gruźliczo kaszlało i dławiło się i jeden nakręcał drugiego, budząc mnie co chwilę. Już nie wspominając o tym, że obaj chorzy nie powinni się pchać do wieloosobowego pokoju, bo spora szansa na zarażenie innych, to dobrze wiedzieli, że będą innych budzić. I nie przeszkadzało im to – niby wiem, że czeka na nich specjalne miejsce w piekle, ale dziś niewyspanego mało mnie to pociesza.

Czy wobec tego zmieniłem plany na coś mniej wyczerpującego? Oczywiście, że nie 😝. Mój lot jest w okolicach północy, miałem więc calutki dzień na zagospodarowanie. Najpierw poszedłem na niedzielny pchli targ – i mimo że w Paryżu widziałem już większe, to ten miał taki specyficzny azjatycki smaczek. Było tu niemal wszystko – stare monety, znaczki, telefony, aparaty fotograficzne, sporo broni białej i palnej, pamiątki nazistowskie (chyba nie mają tu zakazu handlu takimi akcesoriami, jak w Polsce?), zabawki, płyty, kasety, znalazło się nawet trochę gierek i starych konsolek. W sumie dobrze, że mój plecak i tak już jest wypchany do granic przyzwoitości, bo pewnie inaczej kupiłbym sobie kilka zupełnie niepotrzebnych, ale bajeranckich durnostojek za grosze. Z targu ruszyłem w stronę lotniska. Droga była zbyt daleka na pieszą wyprawę, ale postanowiłem dotrzeć tak daleko jak się da przed zmrokiem. Zacząłem od przeprawy przez Bosfor – 20-minutowy rejs z europejskiego na azjatycki brzeg kosztował ciut ponad 2 zł i płynęliśmy bardzo szybko, czułem się jak w motorówce, a nie na promie. Stamtąd wybrzeżem Morza Marmara ruszyłem na wschód.

Póki świeciło słońce był to bardzo przyjemny spacer, po azjatyckiej stronie ruch na wodzie jest mniejszy, głównie szaleją tu kajaki i żaglówki – całe chmary dzieciaków w malutkich łódkach z żaglami – widać jakaś szkółka. Kiedy jednak słońce zaszło za chmury i zaczęło wiać, zrobiło się zdecydowanie zbyt zimno. Skręciłem ku najbliższemu przystankowi metro. I tak wyszło mi 30 km spaceru, a metro i tak jechało kolejne trzydzieści kilka minut przez 15 przystanków – lotnisko jest sporo za miastem. Ale w przeciwieństwie do zwyczajowo droższych lotniskowych połączeń metro (jak w Paryżu, czy Madrycie), tu bilet był poniżej 2 zł. Tak to można szaleć.

Na lotnisko dotarłem zmęczony, niewyspany i zmarznięty i znów poczułem się jak podczas pierwszych kilku miesięcy podróży – wtedy taki stan był permanentny. W Azji się rozbestwiłem śpiąc w hotelach z własnym prysznicem i zapomniałem o niewygodach podróży z namiotem 🤪. Tymczasem jednak pora pożegnać się z Turcją i z Azją. Spędziłem tu 6 tygodni (Gruzja + Turcja), a tylko delikatnie liznąłem ten ogromny kontynent. Być może kiedyś jeszcze moja noga na nim postanie, ale już nie podczas tej podróży – no chyba, że znikąd pojawią się magicznie fundusze na moim koncie 🤪. Tymczasem lecę… albo potrzymam was w niepewności – dam znać jutro. Aczkolwiek noclegu nie wykupiłem i dzisiejsza noc po wylądowaniu będzie spędzona na lotnisku. O ile mnie z niego nie wykopią jak w Paryżu 😱. Trzymajcie kciuki!

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments