Czy to Jawa, czy sen?

Rano obudziła mnie ogromna ulewa tłukąca tysiącem kropli na sekundę w dach. Nawet się ucieszyłem, bo to oznaczało, że dzisiejszy opad deszczu mam za sobą i podczas startu będzie niebo pogodne. A przynajmniej z dużo mniejszą ilością deszczowych chmur. Szefowa zaoferowała się, że odwiezie mnie na oddalone o 15 km lotnisko i to była kropla, która przelała kielich mojej cebulowości. Postanowiłem jednak odwdzięczyć się finansowo za ugoszczenie – początkowo kasy nie chciała, ale powiedziałem, że to nie zapłata za nocleg, tylko tradycyjny ramadanowy podarek. Dałem kilka razy więcej niż koszt noclegu, ale zanim zaczniecie na mnie krzyczeć i mówić, że już nie jestem Polakiem, przypomnę, że noclegi tu kosztują kilkanaście złotych 😅. Zostawiłem jej też koszulę z wczoraj – i z niej chyba ucieszyła się bardziej – ma ją przekazać któremuś zięciowi. W drodze na lotnisko zrobiliśmy jeszcze postój przy jakimś historycznym budynku, który koniecznie chciała, żebym zobaczył – zdaje się, że jakaś dawna rezydencja królewska – na balach, z drewna żelaznego – ale z okazji święta wnętrze było niedostępne, więc podglądałem tylko z zewnątrz.

Lotnisko małe, ale dzięki temu wszystko szło bardzo sprawnie – szybka odprawa, przy prześwietleniu straciłem nożyczki (pierwszy raz mi coś zabrali zdaje się w mojej lotniczej karierze). W samolocie pierwszy raz słyszałem wypowiadane przez obsługę przez interkom zdania: 1. „Przepraszamy, ale klimatyzacja jest zepsuta” i 2. „Przypominamy, że posiadanie narkotyków jest karane śmiercią”. Sam lot trwał godzinę i był zaskakująco płynny – ledwo dwa razy niekomfortowo zatelepało, co przy tak niskim pułapie lotu i takich chmurach jest wynikiem fantastycznym.

Odkrycia #241 – #243

I tak doleciałem na kolejną indonezyjską wyspę – Jawę. Pociągiem z lotniska dotarłem do stolicy, Dżakarty i po przespacerowaniu po niej 13 km nie mam dobrych wieści. Miasto jest głośne, zakorkowane, brudne, zaśmiecone, po ulicach biegają spasione szczury i karaluchy. Dzielnice, sąsiedztwa, a czasem i mniejsze skrzyżowania są od siebie odgrodzone zasiekami i murami. Te bogatsze mają rogatki i bramy ze strażnikami, wjazdy zbudowane tak, żeby nie dało się autem staranować. Centra handlowe ogrodzone pasem ziemi niczyjej i dopiero zasieki, zapewne, żeby się nie dało czegoś rzucić w okno. Myślałem, że to ze względu na wysoką przestępczość, ale jeszcze gorzej – lubią się tu bawić w zamachy terrorystyczne i stąd te zabezpieczenia. Mój hostel jest w takiej niewielkiej fortecy – główna ulica i dwa równoległe skrzyżowania. Dwa wyjazdy zabudowane wysokim murem, dwa zamkniętymi zasiekami, dwie bramy, z czego tylko jedna w użyciu i cały czas na niej kłódka. Na bramie numer telefonu do hostelu – dzwoni się, żeby cię wpuścili. Próbowałem zasieki obejść – nie da się – ale akurat ktoś zamówił żarcie i udało mi się przez otwierane wrota przemknąć. Większe osiedla mają swoje sklepy, szkoły itd. i mieszkańcy nie muszą z nich się nawet ruszać – całe życie za kratami 😅.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Magda

Twoja strata to “pikuś” z moją sprzed kilkunastu lat. Miałam cudowny, magiczny damski scyzoryk wielofunkcyjny szwajcarskiej produkcji, tzw. macgyver. Miał w sobie 2 ostrza, malutkie nożyczki, pęsetę do brwi, a nawet wykałaczkę. I wszystko straciłam na Okęciu przed wylotem na Kretę ((.

sirPaul

nie pamiętam by MacGyver używał pęsety do brwi ze scyzoryka w serialu, może nie widziałem tego odcinka

Magda

Bo MacGywer nie był kobietą w średnim wieku!

sirPaul

to mogło by być w wersji Netflixa 😛