Utknąłem w Dżakarcie

Plany na dziś miałem ambitne – pobudka przed 5ą rano, piesza wycieczka na pociąg, potem kilka przesiadek, 8 godzin w podróży i ostatecznie powrót na wieczór do Dżakarty. Ha, gdy tworzyłem te plany, byłem taki młody i naiwny 😅. Budzik wykonał zadanie i wyrwał mnie z błogiego snu – po raz kolejny spałem w pokoju z wieloma łóżkami, w którym byłem sam, więc nikt mi nie przeszkadzał. Obudziłem się mocno niewyspany i nadal zmęczony, chęci do wstawania były bliskie zeru, więc gdy zobaczyłem za oknem ulewę – ucieszyłem się i wróciłem do spania. I przespałem w sumie tej nocy 11 godzin – zdaje się, że potrzebowałem tego. Kolejny nocleg zarezerwowałem w innym miejscu, blisko dworca kolejowego i postanowiłem się tam przemieścić. I to był horror komunikacyjny. Dżakarta jest tragicznie zapchana, pociągi, metro oznaczają walkę o miejsca i dopchanie się na peron stanowi niezłe wyzwanie. Zwłaszcza z wielkim plecakiem. Rano być może ruch byłby mniejszy, a może wręcz przeciwnie – jeszcze gorszy, więc mój plan złapania 6 pociągów pod rząd, tak jak sobie zaplanowałem, był mocno optymistyczny. Dobrze, że ten deszcz pokrzyżował mi plany. Pociągi/metro jeżdżą chyba jak chcą, przesiadki nie są oczywiste, a najgorsze, że nie można kupić biletu jednorazowego, trzeba mieć kartę miejską. Po Tajlandii i Malezji, gdzie mieli to bardzo ładnie ogarnięte, Dżakarta okazuje się bardzo nieprzyjazna turystom. Podczas transportu po mieście widziałem kilka waranów, nietoperzy, znów dużo szczurów i tysiące kotów. Szczury były od tych kotów większe, więc nie wiem kto na kogo poluje.

Na dworcu, bronionym przez wojskowych w pełnym rynsztunku i z długą bronią, nie dało się kupić biletu na mój jutrzejszy przejazd na wschód wyspy. Automaty z biletami przyjmowały tylko jakieś lokalne kody kreskowe jako formę płatności – gotówka i karty kredytowe nie były akceptowane. Można było bilet kupić przez aplikację w telefonie, ale ta jest tylko po indonezyjsku i też nie chciała mojej karty. W końcu znalazłem kogoś z obsługi ze znajomością angielskiego, kto zaoferował się kupić mi bilet przez swój telefon. I tu zonk, bo na jutro bilety wyprzedane. I na pojutrze. I na popojutrze. Kupiłem dopiero na za cztery dni. Utknąłem więc w Dżakarcie na kolejnych kilka nocy. Czyli tak, jak się tego obawiałem, gdy dowiedziałem się podczas pobytu w dżungli o święcie. Z jednej strony szkoda, że nie na jakiejś tropikalnej wyspie, z drugiej dobrze, że nie w jakimś zapyziałym Jambi. To mimo wszystko stolica i coś tu do zabicia czasu na pewno się znajdzie. I w sumie dobrze, że dziś nie zrobiłem tej planowanej wycieczki, bo wtedy bilety by mi wykupili pewnie na kolejne kilka dni. Aha, mam też już zakupiony bilet na wylot z Indonezji – na dzień przed końcem ważności wizy, 24 kwietnia, więc spędzę tu calutki miesiąc. Optymistycznie zakładając, że dojadę na lotnisko na czas, bo to jeszcze kawałek stąd i na innej wyspie 😱.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments